[przeczytanie tego wpisu zajmie Ci… 11 minut]
Poznaliśmy się rok temu podczas ZET Cafe – mobilnego studia Radia ZET, które co wakacje rusza w Polskę. Realizowaliśmy razem program z Krakowa i mimo że spędziliśmy ze sobą tylko kilka godzin, od razu poczułem, że Justyna to moja energetyczna bratnia dusza! To po prostu WONDER WOMAN. W tym roku spotkaliśmy się w bardzo podobnych okolicznościach, ale znaleźliśmy na szczęście chwilę, by ze sobą porozmawiać. I tak powstał drugi wpis z serii #dobrzepowiedzianeTALK. Przed Państwem… Justyna Dżbik-Kluge. Serdecznie zapraszam!
Justyna Dżbik-Kluge – dziennikarka radiowo-telewizyjna. Zaczynała w 2002 roku w TVP, prowadząc program młodzieżowy „Rower Błażeja”. Przez 7 lat była gospodynią magazynu kulturalnego TVP Warszawa „Qadrans Qltury”. Do Polskiego Radia trafiła w 2007 roku. Prowadziła audycje w Radiu BIS (obecnie radiowa Czwórka) oraz w Programie I Polskiego Radia. Od kwietnia 2016 roku dziennikarka Radia ZET. Tej jesieni razem z Romanem Osicą poprowadzi „Popołudnie z Radiem ZET”.
Michał Zalewski: Stawiam tezę: to, jacy jesteśmy jako dorośli, ma ścisły i niezaprzeczalny związek z tym, jacy byliśmy będąc dziećmi. To wniosek z mojej pierwszej rozmowy #dobrzepowiedzianeTALK, którą przeprowadziłem z Jimkiem. Zawsze byłaś… „hej ho, do przodu”?
Justyna Dżbik-Kluge: Trochę tak, no pewnie. Rozumiem, że tak bardzo to po mnie teraz widać? (śmiech)
MZ: Witaj w klubie! U mnie objawiało się nadaktywnością w czasie akademii szkolnych, chodzeniem do szkoły muzycznej i angażowaniem się we wszystko naraz. A jak było z Tobą?
JDK: Działałam na przykład w samorządzie szkolnym. Gdy poszłam do liceum w Ciechanowie – do kultowego „Krasiniaka” – to od razu w pierwszej klasie wystartowałam w wyborach na przewodniczącą samorządu szkolnego. Koledzy z czwartych klas pytali: „Kim jest ta dziewczynka?”, „Czego ona tutaj w ogóle szuka?”. Konkurowałam z chłopakiem z czwartej klasy. Podeszłam jednak do sprawy bardzo profesjonalnie i zorganizowałam sztab wyborczy, zaangażowałam wszystkie koleżanki. Przeprowadziłam regularną kampanię wyborczą, której główne hasło brzmiało „DŻBIK JAK DŻEM”. Z tej okazji wyprodukowałam nawet swój własny gadżet – kupiłam małe słoiczki dżemu, napisałam na nich „Dżem-bik” i rozdawałam je w szkole.
MZ: … i wybory wygrałam? Przegrałam?
JDK: Jasne, że wygrałam! Jako pierwszoklasistka wygrałam wybory na przewodniczącą samorządu i długo nią byłam.
MZ: Zatem podsumowując jednym zdaniem: od początku byłaś przebojowa!
JDK: Nie opisałabym siebie słowem przebojowa… Słabo brzmi… Co do osób, które mają usposobienie podobne do mojego, można się łatwo pomylić i skwitować, że „gwiazdorzą”… A tak nie jest. Po prostu uważam, że możesz mieć jakiś boski gen lub możesz go nie mieć; że masz jakiś dar lub go nie masz. Każdy ma jakiś dar w jakiejś dziedzinie. Ja akurat odnalazłam swój w dziennikarstwie. Najważniejsze, żeby ten dar dobrze wykorzystać.
MZ: Wiele osób mierzy się z takimi zarzutami. Jesteś miejskim aktywistą i starasz się zrobić coś dobrego. Chcesz pomóc przyjaciołom i przejmujesz dowodzenie w jakiejś inicjatywnie. Pojawiasz się w radiu lub telewizji i słyszysz nagle sformułowanie: „o, ale gwiazdorzy”. Nie dość, że jest to bardzo błędna ocena, to jeszcze krzywdząca.
JDK: Tacy jesteśmy. Trochę nadpobudliwi, ale ja to lubię i doceniam. Nauczyłam się uważać to za mój atut. Jestem dziennikarką, więc kiedy biorę do ręki mikrofon, to czuję, że jestem w żywiole. I potrzebuję takiej właśnie energii, by dobrze wykonywać swoją pracę. Nie chcę nikogo przygnieść moją osobowością i charakterem, dlatego ten dar, który posiadam, muszę wykorzystywać mądrze i z głową. Ale tego też trzeba się nauczyć. Mówię bardzo dużo i szybko i kiedyś było to moją piętą achillesową. Dużo pracowałam, by nieco zwolnić. Odbierano mnie przez to tempo jako osobę agresywną, napastliwą. A tak wcale nie było i nie jest.
MZ: Są osoby, które faktycznie mówią za szybko, sam też nad tym pracuję. Są też tacy, którzy seplenią, ale w pracy radiowca wcale im to nie przeszkadza. Każdy z Was, dziennikarzy radiowych, musi chyba jednak doskonalić swój warsztaty, prawda?
JDK: Jasne, że tak! Mam bardzo poważne podejście do tego zawodu. Nie wyobrażam sobie pracy na antenie bez wcześniejszego przygotowania.
MZ: Kiedy wpiszesz w wyszukiwarkę „Justyna Dżbik-Kluge”, pierwsze zdanie, które pojawia się w wynikach brzmi: „Od zawsze chciała być dziennikarką”. Dużo ćwiczyłaś, by zapanować nad swoim głosem? Miałaś trenera? Jaka wygląd taka praca nad sobą?
JDK: Osobisty trener od emisji głosu za grube miliony- taaaak… Brzmi dobrze, ale niestety tak to nie wygląda. Przynajmniej nie u mnie. Swoją przygodę z dziennikarstwem zaczynałam w Polskim Radiu i w Telewizji Polskiej i jak możesz się domyślić, nie każdy od razu może wejść na antenę. W Radiu istnieje specjalna komórka o nazwie „Radiowa Akademia Umiejętności”, z którą pracujesz nad doskonaleniem warsztatu, czego efektem jest przyznanie Karty Mikrofonowej. A żeby ją dostać, musisz zdać egzamin z… ładnego mówienia. Podobnie w Telewizji Polskiej jest egzamin na Kartę Ekranową. Przynajmniej tak było w czasach, kiedy ja zaczynałam tam pracę, czyli w 2002 roku.
MZ: A jak wygląda taki egzamin na Kartę Mikrofonową?
JDK: Musisz dostarczyć swoje nagrania komisji, jakieś swoje programy, albo próbki głosu. Rozwiązujesz też test z podstawowych zasad języka polskiego. Jeśli ktoś źle czyta, źle akcentuje, ma problemy z dykcją – dostaje kartę uczniowską, albo tylko czasową i musi znów podchodzić do egzaminu, gdy się podszkoli. Albo nie dostaje karty wcale. Zawsze się zastanawiałam czy egzamin na Kartę Mikrofonową musiał zdawać na przykład pan Wojciech Mann, który mówi w bardzo charakterystyczny sposób, ale czasami brzmi niezbyt wyraźnie. Albo pan Marcin Kydryński, który wymawia „r” niestandardowo. Panowie są przecież doskonałymi radiowcami, a nie wiem czy według ostrych zasad egzaminu – dostaliby Kartę
MZ: Z Kartą Mikrofonową jest jak z prawem jazdy – zdajesz, dostajesz i masz na całe życie?
JDK: To zależy od komisji. Możesz dostać kartę stałą, albo na 10 lat, albo na rok i po roku znowu podchodzić do egzaminu. Wtedy komisja sprawdza czego się nauczyłeś. Są też różne rodzaje kart, uprawniające do różnych rzeczy. Uczniowska jest pierwsza i właściwie niewiele daje – uczysz się. Reporterska – z taką możesz już robić materiały na antenę. Najlepsza jest oczywiście spikerska czy prezenterska – z taką możesz prowadzić audycje/ programy. Podobnie jest z Kartą Ekranową w TVP. Kiedy ja zdawałam swój egzamin to w komisji był sam Andrzej Turski! Mówić przed mistrzem, to dopiero było wspaniałe doświadczenie. To był genialny dziennikarz i człowiek z ogromną klasą. Nawet jeśli coś Ci nie szło, nie docinał Ci tak, żebyś nie mógł się podnieść, tylko wskazywał błędy i drogę poradzenia sobie z nimi. Coraz bardziej brakuje takich ludzi we współczesnych mediach…
MZ: Rozumiem więc, że nie ma czegoś takiego jak kurs przygotowawczy. Ile czasu Ty musiałaś natomiast poświęcić, by czuć się gotowa do wejścia na antenę?
JDK: Pamiętaj, że w każdej stacji – czy to radiowej czy telewizyjnej jest też logopeda albo logopedzi, którzy pomagają, doszkalają prowadzących. W Radiu ZET na początku też miałam zajęcia ze specjalistką z Akademii Teatralnej. A kiedy mnie udało się wejść na antenę? Tak naprawdę dosyć szybko. Ja po prostu mam łatwość mówienia i nawet jeśli na początku mówiłam za szybko, zbyt impulsywnie, było nad czym pracować, to jednak szybko dostałam możliwość prowadzenia programu na żywo. Pierwszy raz weszłam nie na antenę, czyli w radiu, ale na wizję, czyli w telewizji w 2002 roku w programie „Rower Błażeja”. Była to audycja dla młodzieży, nadawana na żywo w TVP 1. Formuła była dosyć luźna. To był z założenia program o młodych dla młodych, więc i młodym prowadzącym na więcej pozwalano. Najpierw robiłam tam krótkie wstawki o tym, co ludzie piszą w Internecie, ale po kilku takich wejściach prowadziłam już cały program. W towarzystwie drugiego prowadzącego, bo tam zawsze był duet damsko-męski. W Polskim Radiu natomiast bywałam początkowo jako gość. Tak się często sprawdza, czy ktoś nadaje się na antenę. Później prowadziłam audycje w różnych duetach, w końcu również solo. Nigdy nie było jednak tak różowo – cały czas słyszałam, że mówię za szybko, więc miałam nad czym pracować.
MZ: Jesteś 100% ekstrawertykiem. To chyba pomaga w awansowaniu?
JDK: Jeśli przez bycie ekstrawertykiem rozumiesz to, że lubię rozmawiać z ludźmi, że jestem otwarta i komunikatywna to owszem, jestem. Myślę, że w tym zawodzie lepiej być takim człowiekiem. W ogóle w mediach trzeba być moim zdaniem „jakimś”, trzeba mieć osobowość. Dobrym przykładem jest Kuba Wojewódzki – jedni go kochają, inni nienawidzą, ale każdy, kto ogląda go w telewizji lub słucha w radiu, ma jakieś zdanie na jego temat. Raczej nie ma obojętnych.
MZ: … bo jeśli jesteś „letni”, to jesteś nijaki i wypadasz z obiegu. Wracam do początku naszej rozmowy. W liceum pracowała nad Tobą sztab ludzi, a jak jest teraz? Pracujesz w zespole, którego jesteś częścią?
JDK: Sztab ludzi? To były koleżanki ze szkoły! (śmiech) Fakt, ze sztabu, ale wyborczego. Pytasz, czy na przykład mam stylistę?
MZ: Może niekoniecznie stylistę, ale odkąd wprowadzili do radia również wizję i transmisję live ze studia na stronach internetowych, to chyba nie możesz przyjść do pracy w dresach (chociaż teraz są modne)?
JDK: Kiedy pracowałam jeszcze w radiowej Czwórce, mieliśmy spotkania ze stylistką, która nas ukierunkowała, jak mamy się ubierać. To był moment, kiedy wchodził projekt „Czwórka – radio na wizji”, w studiu radiowym pojawiły się kamery, więc musieliśmy jakoś wyglądać. Kiedy prowadziłam różne programy w telewizji to też oczywiście mieliśmy stylistów, którzy nas ubierali. Ale to normalne standardy telewizyjne. Oczywiście, że są gwiazdy mediów, które mają swoich trenerów personalnych, trenerów głosu, osobistych makijażystki, stylistów. Ale to już wyższy stopień wtajemniczenia.
MZ: Chcę być radiowcem i…? Rady dla początkujących.
JDK: Chcesz być radiowcem, ale co to znaczy? Musisz odpowiedzieć sobie na pytanie: co chcesz w radiu robić? Jakie tematy cię interesują? Kultura czy polityka? Musisz znaleźć swój styl. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś przychodzi do Radia ZET i mówi: „Cześć! Chcę u Was pracować. Możecie mi coś zaproponować?”. To działa odwrotnie. Znajdź swój temat, swoją niszę, pomysł na siebie. Dowiedz się do jakiego radia przychodzisz, jaka jest grana w nim muzyka. Jaki masz pomysł na swoją audycję w takim, a nie innym radiu. Tych pytań, na które warto sobie odpowiedzieć jest wiele. Najważniejsze to mieć konkrety pomysł na siebie w mediach.
MZ: Mam wrażenie, że dziś w mediach może pojawić się każdy, ponieważ dysponujemy prawie nieograniczoną liczbą narzędzi: media społecznościowe, smartfony z dyktafonami i kamerami, które rejestrują obraz w rozdzielczości 4K. Każdy może stworzyć obecnie swoje medium.
JDK: I to – jak wszystko w życiu – jest i dobre, i złe. Najważniejsze jest, by stawiać na jakość i warsztat. Kiedy chcesz z kimś zrobić wywiad, musisz coś o tej osobie wiedzieć. Ty Michał, przyszedłeś przygotowany i wiesz na przykład, co pojawia się w wyszukiwarce, gdy wpiszesz moje nazwisko. I fajnie. Rozmówcę trzeba szanować.
MZ: Szacunek. Obecnie słowo niemalże magiczne. Niezbyt często się je słyszy, a szacunku też coraz rzadziej się doświadcza…
JDK: To jest też ważny wątek w mediach – szacunek do Widzów, do Słuchaczy. Początkujący dziennikarze powinni o tym pamiętać.
MZ: Myślisz, że masz w sobie to „coś”? To „coś”, dzięki czemu ludzie Cię lubią i szanują?
JDK: Mam coś do powiedzenia. Zawsze uważam, że jeśli ktoś pojawia się w mediach – w radiu w telewizji, to musi mieć coś do powiedzenia, do przekazania, bo jeśli nie, to po co zabierasz czas Słuchaczom/ Widzom? Choć czasem mi się wydaje, że to takie przestarzały zasady… Dziś wcale nie wszystkie osoby, pojawiające się w mediach mają dużo do powiedzenia i reprezentują sobą jakieś wyższe wartości. Niedawno widziałam w Internecie mem z hasłem: Don’t make stupid people famous (z ang.: nie czyńmy ludzi głupich, ludźmi sławnymi). Takie mamy czasy. Każdy ma aparat w telefonie i dostęp do Internetu, dzięki któremu może stać się sławny. Ja natomiast, wychowałam się w czasach, w których, by stać się gwiazdą, trzeba było najpierw pokazać swoją wartość.
MZ: I to jest idealna pointa naszej rozmowy. Don’t make stupid people famous. Na koniec jeszcze jedno pytanie: jaką książkę ostatnio czytałaś?
JDK: Czytam wiele książek. Przede wszystkim zawodowo, ponieważ prowadzę sporo spotkań autorskich. Ostatnio prowadziłam w warszawskim Empiku spotkanie promujące „Jakoś to będzie czyli szczęście po polsku” wydaną przez Wydawnictwo ZNAK. Jest to polska odpowiedź na duńską filozofię hygge. Świetne wywiady m.in. z Jurkiem Owsiakiem i Aleksandrem Dobą. Ciekawe obserwacje autorów o nas samych, o Polakach. Świetnie się to czytało!