JIMEK: Wychodzisz na scenę i po prostu grasz, mówisz, działasz! #dobrzepowiedzianeTALK

[przeczytanie tego wpisu zajmie Ci… 6 minut]

Jeździ na motorze, kocha wyścigi samochodowe, marzy o licencji pilota helikoptera, ale przede wszystkim dyryguje i tworzy. Jimek, bo o nim mowa, od wielu lat komponuje muzykę do seriali, filmów, spektakli teatralnych i spotów reklamowych.  Współpracuje z największymi markami, ale wspiera także inicjatywy o charakterze charytatywnym. Zadbał też na przykład o warstwę muzyczną filmu „Sztuka Kochania. Historia Michaliny Wisłockiej”. Ja również rozmawiałem z Jimkiem o muzyce, ale w nieco innym kontekście. Przenosimy się dwadzieścia lat wstecz. Zaczynamy!

źródło: 

Chodziłeś do szkoły muzycznej.

Tak jest!

Też chodziłem. Grałem na skrzypcach.

Gratuluję, nie zazdroszczę! <śmiech>

Mam takie przemyślenie: kiedy jesteś dzieckiem i chodzisz do szkoły muzycznej, nie wiesz wtedy jak wpłynie to na Twój rozwój. Dopiero kiedy jesteś dorosły, doceniasz fakt, że do tej szkoły chodziłeś. Co Ty na to?

Nie wchodzimy w dyskusję na temat plusów i minusów, ale absolutnie się zgadzam. Chodzenie do szkoły muzycznej wprowadza dużą zmianę w życie młodego człowieka. A potem przynosi to rezultaty.

Jest to też pewnego rodzaju poświęcenie. Miałem problem z tym, że prawie w ogóle nie uczestniczyłem w życiu podwórkowo-sportowym, bo trzeba było zawsze uważać na ręce – to Twoje narzędzie pracy, gdy grasz na instrumencie. 

U mnie problem był trochę innej natury. W życiu podwórkowym uczestniczyłem, ale o wiele mniej, niż bym tego chciał. Czasem liczyłem nawet na to, żeby coś sobie „lekko złamać”, wtedy nie musiałbym grać, ale chyba każdy dzieciak ma taki kryzys. Teraz też lubię adrenalinę, jeżdżę na motorze przed koncertami. (Nie mówimy nic o tym mojej menadżerce!).

Z perspektywy czasu myślę natomiast, że tajemnicze ćwiczenia, które musiałem wykonywać jako dzieciak, nie wiedząc w sumie, dlaczego je wykonuje, bardzo dobrze wpłynęły na rozwój mojego mózgu. Jest to naukowo udowodnione, że osoby, które uczyły się grać na instrumentach lub będąc dziećmi wykonywały czynności, które wymagały świadomego kontrolowania swoich ruchów i ruszania każdą kończyną w inny sposób, mają bardzo dobrze rozwiniętą zarówno prawą, jak i lewą półkulę mózgu. Jak się teraz okazuje, jest to bardzo przydatne!

Czyli na przykład perkusiści, którzy ruszają każdą nogą i ręką w mogą mieć bardziej rozwinięte kompetencje także w innych obszarach?

Tego akurat nie wiem, ale wiem, że osoby, które uczyły się grać na instrumentach, są dobre w wyścigach samochodowych – ja jestem, mówiąc nieskromnie <śmiech>. Poza tym, koordynacja ruchowa jest konieczna do zdobycia licencji pilota helikoptera, a to akurat jest obecnie moje największe marzenie. Tak więc może kiedyś okaże się, że szkoła muzyczna mi w tym pośrednio pomogła.

Myślisz, że ćwiczenie dwóch półkul dało Ci coś jeszcze?

Samodyscyplinę! Jeżeli uczysz się indywidualnej pracy nad samym sobą i potrafisz zastanowić się nad celem swojego działania, wtedy jest ci po prostu łatwiej w życiu. Ja tą tajemną wiedzę i umiejętność posiadłem w wieku około piętnastu lat. Dopiero wtedy byłem na tyle dojrzały, że potrafiłem sam zdefiniować sobie zadanie do wykonania i określić jego cel. To się bardzo przydaje. W efekcie teraz sam zlecam sobie pracę i kontroluję swój czas. Nazwałbym to wczesnym modelem freelancerskim: jeśli jako młody człowiek chodziłeś do szkoły muzycznej, a potem decydujesz się być freelancerem, to doświadczenia z dzieciństwa na pewno pomagają. I nie zapominamy o helikopterze – to też jest cel!

Wróćmy jeszcze do czasów szkoły muzycznej. Wystąpienia publiczne jako dziecko, czyli koncerty co pół roku i egzaminy przed nauczycielami i profesorami. Co Ty na to?

Jedno słowo: trauma. Ale bardzo przydatna trauma. Mogłaby być nieco bardziej produktywna i przyjemna, ale profesorom, przed którymi musisz wystąpić nie ma się co dziwić, że wywołują w młodych ludziach takie emocje. Z jednej strony mogą być znudzeni, ponieważ słyszeli utwór, który będziesz grać już tysiące razy, dlatego chcesz ich zaskoczyć. Wtedy się stresujesz. Natomiast są też tacy, którzy przez to, że dany kawałek słyszeli już tyle razy, są przygotowani na wszystko. Także na twoje emocje i pomyłkę.

W takim razie jak sobie z takim stresem poradzić? Przecież dotyka on także dorosłe osoby, które mają wystąpić przed publicznością większą i mniejszą.

Anegdota. Co pół roku w szkole muzycznej masz egzamin. Ręce pocą ci się z nerwów, a zaraz masz grać. Niektórzy wycierają je w spodnie, niektórzy we włosy (we włosy nie polecam, bo istnieje spore prawdopodobieństwo, że ktoś ci potem powie, że masz tłuste włosy <śmiech>). Każdy dzieciak przeżywa to jednak w podobny sposób. Kiedyś przed moim egzaminem ktoś mi powiedział, żebym na chwilę wyłączył myślenie lub koncentrował się nam czymś zupełnie innym. Dlaczego? Koncentracja nad wykonaniem danego zadania powinna przyjść wcześniej. Przed samym zadaniem jest już na to za późno.

To jest wielka pułapka profesjonalnych muzyków, którzy grają mechanicznie! W pewnym momencie grając z pamięci, wyłączają się i nagle BANG! Budzą się i nie wiedzą w którym są momencie utworu.

Luka! Kiedy myślisz o występie przed występem, zawsze się stresujesz. Myślisz o odbiorcach, o wadze wydarzenia. Uświadamiasz sobie, że są rzeczy, których nie możesz kontrolować. Mnie najzwyczajniej w świecie to przerażało. Nie tędy droga. Lepiej jest się skupić i przygotować pół godziny wcześniej, a w ostatniej chwili po prostu odpuścić. Kompletnie. Wtedy wychodzisz lżejszy. Wychodzisz na scenę i po prostu grasz, mówisz, działasz! Więc to taka rada – gdy masz zrobić w życiu coś ważnego, tuż przed tym momentem spróbuj o tym nie myśleć. Z mojego doświadczenia wynika, że to bardzo pomaga. Mam nadzieję, że pomoże i tym, który czytają te słowa.

Więcej artykułów